Oto już pół roku podróży zakończone. Wszystkiego najlepszego dla mnie, bo kończyłam niedawno pełne dwa lata, czas kiedy wilk dorasta i nie będą go już traktować jak malucha. Nigdy.
Radość może być jeszcze większa, bo zakańczam przy okazji moją podróż w poszukiwaniu nowej watahy. Stało to się dziś rano.
Każda doba podróży wyglądała tak samo: Wstań, zjedz, idź, postój, zjedz, uciekaj przed potworami lub je pokonuj, idź, zjedz, znajdź miejsce na nocleg i śpij. Ten sam schemat dnia powtarzał się w kółko i w kółko. Ta durnowata rutyna powoli mnie dobijała, miałam dość. Trafiłam na samca Alfa tej watahy w samą porę, byłam już bliska szaleństwa. Zaczęło się od noclegu w lesie pełnym olbrzymich, starych drzew z błękitnymi latarniami zawieszonymi na gałęziach. Kładąc się (nieziemsko zmęczona) już czułam, że nie mogę być tu sama, było jasne o obecności innych wilków w okolicy. Zasnęłam nadzwyczajnie podekscytowana i taka sama się obudziłam, a właściwie ktoś obudził mnie.
-Kim jesteś?-usłyszałam leżąc z zamkniętymi oczami.
Na dźwięk słów zerwałam się jak oparzona, i stanęłam na równe nogi. Ujrzałam przed sobą prawie całego czarnego basiora ze złotymi skrzydłami, czupryną i grzbietem. Patrzył na mnie oczekując odpowiedzi. Było jasne, jestem na jego terenie.
-Jestem Andarum Ilami-przedstawiłam się szybko.-I proszę nie złość się, szukam watahy, nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka i...-chciałam szybko wyjaśnić swoje położenie, obawiałam się dalszych działań nieznajomego.
-Spokojnie, jesteś bezpieczna-mruknął zanim zdążyłam dokończyć.-Mam na imię Caine i tak się składa, że jestem Alfą.
-T-tak?-odezwałam się cicho.
-Owszem. Trafiłaś na teren Watahy Niebieskiej Pełni i skoro szukasz watahy to...
-Mogę dołączyć?-zapytałam już trochę głośniej.
-Naturalnie-wilk uśmiechnął się przyjaźnie. To już zupełnie pozwoliło mi się uspokoić.-Chodź ze mną Andarum, pokażę ci wszystko.
Bez namysłu poszłam razem z nowym przywódcą.
******
Minęło kilka dni, rozgościłam się już na dobre, wiedziałam gdzie co jest, gdzie szukać zwierzyny i już jako tako przymierzałam się do nowych funkcji w watasze. Jest tu świetnie, żyć nie umierać. Akurat byłam na małej przechadzce w poszukiwaniu ziół do ususzenia, Słońce świeciło i ogrzewało przyjemnie całe ciało, a ja pochylałam się nad Lapisem Garuglocowym, to taka roślinka jakby ktoś nie wiedział. Już miałam go zerwać, jednak usłyszałam kogoś. Kiedy odwróciłam się w stronę głosów, dostrzegłam jakąś waderę i kota. Podeszłam do nich.
-Witajcie-przywitałam się z nadzieją, że to nie wrogowie, wolałabym nie stawać z nikim do walki samodzielnie. Z resztą ta wadera była ode mnie nieco wyższa i już na oko, widocznie silniejsza.
-Dobry-odpowiedziała wilczyca z kamiennym wyrazem pyska. Nigdy nie byłam bardziej niepewna zamiarów osoby, z którą rozmawiam.
-Co tu robisz?-zapytałam i wtedy usłyszałam prychnięcie kota, który był z nieznajomą.-Przepraszam, robicie?-poprawiłam się.
<Silver?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz