środa, 7 września 2016

Od Andarum "Spokojnie. To tylko przepaść. cz. 2" (cd. Silver)

Oto już pół roku podróży zakończone. Wszystkiego najlepszego dla mnie, bo kończyłam niedawno pełne dwa lata, czas kiedy wilk dorasta i nie będą go już traktować jak malucha. Nigdy.
Radość może być jeszcze większa, bo zakańczam przy okazji moją podróż w poszukiwaniu nowej watahy. Stało to się dziś rano.
Każda doba podróży wyglądała tak samo: Wstań, zjedz, idź, postój, zjedz, uciekaj przed potworami lub je pokonuj, idź, zjedz, znajdź miejsce na nocleg i śpij. Ten sam schemat dnia powtarzał się w kółko i w kółko. Ta durnowata rutyna powoli mnie dobijała, miałam dość. Trafiłam na samca Alfa tej watahy w samą porę, byłam już bliska szaleństwa. Zaczęło się od noclegu w lesie pełnym olbrzymich, starych drzew z błękitnymi latarniami zawieszonymi na gałęziach. Kładąc się (nieziemsko zmęczona) już czułam, że nie mogę być tu sama, było jasne o obecności innych wilków w okolicy. Zasnęłam nadzwyczajnie podekscytowana i taka sama się obudziłam, a właściwie ktoś obudził mnie.
-Kim jesteś?-usłyszałam leżąc z zamkniętymi oczami.
Na dźwięk słów zerwałam się jak oparzona, i stanęłam na równe nogi. Ujrzałam przed sobą prawie całego czarnego basiora ze złotymi skrzydłami, czupryną i grzbietem. Patrzył na mnie oczekując odpowiedzi. Było jasne, jestem na jego terenie.
-Jestem Andarum Ilami-przedstawiłam się szybko.-I proszę nie złość się, szukam watahy, nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka i...-chciałam szybko wyjaśnić swoje położenie, obawiałam się dalszych działań nieznajomego.
-Spokojnie, jesteś bezpieczna-mruknął zanim zdążyłam dokończyć.-Mam na imię Caine i tak się składa, że jestem Alfą.
-T-tak?-odezwałam się cicho.
-Owszem. Trafiłaś na teren Watahy Niebieskiej Pełni i skoro szukasz watahy to...
-Mogę dołączyć?-zapytałam już trochę głośniej.
-Naturalnie-wilk uśmiechnął się przyjaźnie. To już zupełnie pozwoliło mi się uspokoić.-Chodź ze mną Andarum, pokażę ci wszystko.
Bez namysłu poszłam razem z nowym przywódcą.
******
 Minęło kilka dni, rozgościłam się już na dobre, wiedziałam gdzie co jest, gdzie szukać zwierzyny i już jako tako przymierzałam się do nowych funkcji w watasze. Jest tu świetnie, żyć nie umierać. Akurat byłam na małej przechadzce w poszukiwaniu ziół do ususzenia, Słońce świeciło i ogrzewało przyjemnie całe ciało, a ja pochylałam się nad Lapisem Garuglocowym, to taka roślinka jakby ktoś nie wiedział. Już miałam go zerwać, jednak usłyszałam kogoś.  Kiedy odwróciłam się w stronę głosów, dostrzegłam jakąś waderę i kota. Podeszłam do nich.
-Witajcie-przywitałam się z nadzieją, że to nie wrogowie, wolałabym nie stawać z nikim do walki samodzielnie. Z resztą ta wadera była ode mnie nieco wyższa i już na oko, widocznie silniejsza.
-Dobry-odpowiedziała wilczyca z kamiennym wyrazem pyska. Nigdy nie byłam bardziej niepewna zamiarów osoby, z którą rozmawiam.
-Co tu robisz?-zapytałam i wtedy usłyszałam prychnięcie kota, który był z nieznajomą.-Przepraszam, robicie?-poprawiłam się.
<Silver?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz